Kupując od wielu lat amerykańskie produkty marketingowe, możemy zauważyć, iż reklama (sales letter) stanowi 90%-99% samego produktu, który czasem jest taki sobie, a czasem w ogóle nie działa 🙂
To trochę tak, jakby w reklamie pokazano nam pralkę automatyczną, która w dodatku sama wiesza wyprane i odwirowane pranie na sznurze i jeszcze zamawia płyn lub proszek do prania gdy ten się kończy, a po zakupie…
A po zakupie okazuje się, że dostaliśmy starą, przypaloną balię, często jeszcze z dużą dziurą…
Strony z ofertą są natomiast prawie zawsze dopracowane, pełne testimoniali, obrazków w wynikami – czy to ruchem na stronie, czy sprzedażami, zarobkami, wyciągami z Clickbanku.
Budzą zazwyczaj dwa uczucia: entuzjazm i zaciekawienie, a w podświadomości odbiorcy zasiewają kiełkujące ziarno, myśl, że gdy kupisz to szkolenie / produkt to też osiągniesz takie wyniki.